piątek, 31 maja 2013

Lania wody nie będzie


Czwartek minął w mgnieniu oka, 
jednak coś namacalnego po nim u mnie zostało.
Stworzona w przypływie weny twórczej...
no dobra, nudziło mi się
 i musiałam
coś zmajstrować :D

Osłonka na doniczkę w bardzo oryginalnym wydaniu. O ile sam pomysł na imitację pompy i do tego czegoś jakby miednicy, czy tez drewnianej balii, trafiony w 10, to zachwytów nad jakością tegoż drewienka o wiele mniej. Ale taką zdobyłam, taką mam ;)

O tym, że często w pracach przemycam kolor miętowy większość z Was na pewno już wie, osłonce też się oberwało na miętowo, ale taka właśnie mi się widziała :)


 Na początku drewniane elementy ozdobiłam kolorem miętowym metodą suchego pędzla. Gdy farba zaczęła wysychać, papierem ściernym o dużej ziarnistości chciałam przetrzeć całość. No właśnie chciałam... Bo efekt jaki osiągnęłam to wcieranie poprzez przecieranie ;) Pojęcia nie mam z jakiego drewna są robione te ultralekkie osłonki, sklejka, jakaś płyta pilśniowa? W każdym bądź razie przecierając miętowe maziaje, kolor zaczął się  wcierać w drewno i ciemnieć o jakieś dwa tony, wszystko za sprawą drewna na osłonce, które zaczęło wchłaniać farbę. W efekcie końcowym wyszła przyciemniona mięta farba i widoczny na zdjęciu miodowy odcień drewna :)



Nie da się ukryć, że najfajniejszym elementem całej osłonki jest imitacja starej, żeliwnej pompy do nabierania wody. W wersji pierwotnej nie wyglądała ona zbyt zachęcająco, ale nałożenie miętowej farby, a następnie przetarcie całości sprawiło, że wygląda już na bardziej wiekową :)


Czarne metalowe obejmy, które ściskają całość nijak nie pasowały mi do miodowo-miętowej reszty, więc przerobiłam je na miedziane, przy pomocy pasty pozłotniczej. Żeby ta za bardzo się nie odcinała od całości, przetarłam ją miętowym kolorem. 
Wnętrze osłonki delikatnie ozdobiłam rozwodnioną bejcą, dodatkowo na całości pokusiłam się o brązowe kropki, dla podkreślenia zużycia materiału ;)

Wnętrze wypełniają oczywiście poziomki !
 Widać już pierwsze zalążki owoców, jeszcze chwilka, 
jeszcze momencik i już będzie co zrywać z krzaczków ;)

Niedługo podzielę się z Wami genialnym pomysłem na DIY.
Jak zwykle będzie coś za przysłowiowy grosik,
coś na balkon, do ogrodu, w mieszkaniu też się przyda....
Nic więcej nie powiem ;)

Błogiego lenistwa dla tych którzy wypoczywają
i wytrwałości dla tych, którzy dzisiaj ciężko pracują ;)
I niech tytuł posta pogodowo się spełni!

pozdrawiam, paniKa :) 

poniedziałek, 27 maja 2013

Subtelnie sponiewierane

Witajcie :)
Po tych kaloszkowych inspiracjach na troszkę mnie wywiało,
ale sami rozumiecie, że dobre buty to podstawa, 
więc tak dreptałam i dreptałam... ;)

Dziękuje Wam za tyle cudownych komentarzy
pojawiających się zarówno tutaj, jak i u Ani na blogu :)
Sezon ogrodowo - balkonowy w pełni, więc pomysł na bucikowe osłonki jak najbardziej na czasie.
Żeby nie było, wypatruje Waszych interpretacji  tych kaloszkowych, rowerowych i drabiniastych Kobitki :D

Dzisiaj to co tygryski lubią najbardziej czyli decoupage na drewnie :) Małe, prostokątne pudełko w romantycznym, subtelnym wydaniu.
Do ozdobienia pudełka użyłam serwetki z kolekcji Pawia, podobnej do tej ~klik~  Wersji z niezapominajkami nie mogłam odnaleźć na stronie producenta, jednak obie odsłony tej serwetki są ciekawe, fajnie skomponowane w  patchworkowym wydaniu :)



Wieczko dość mocno postarzyłam, jak dla mnie było zbyt cukierkowe, ale odrobina kropek i cieniowanie woskiem barwiącym spowodowało, że motyw stał się bardziej leciwy :)



 Boki pudełka są ozdobione techniką suchego pędzla (kolor niebieski) i dodatkowo miejscami przetarte woskiem barwiącym.
Zamknięcie i zawiasy postarzyłam malując a właściwie delikatnie tapując je niebieskim odcieniem,następnie nakładając na te elementy wosk barwiący.
Postaram się w najbliższym czasie stworzyć oddzielny post o postarzaniu woskiem i tam bardziej szczegółowo to opisać :)

Wnętrze pudełka ozdobiłam tą samą serwetką, pomalowałam w odcieniach zbliżonych do niezapominajek na wieczku pudełka(na zdjęciu niestety wyszło o wiele jaśniejsze) i oczywiście również solidnie postarzyłam.
Do tego lakier i pudełeczko na drobiazgi gotowe. Swoją drogą to maleństwo przypomniało mi, że przy ozdabianiu takich z pozoru niewielkich powierzchni schodzi się całkieeem długo ;)

Aktualnie jestem szczęśliwą posiadaczką kilku ciekawych "łupów" do przerobienia, ale o tym będę Was informować na bieżąco :)
A i najważniejsze mam dla Was 2 złe wiadomości...
Zrobiłam kolejny rowerowy kwietnik, mój braktowóz ma już konkurencje :D 
To tak w ramach prezentu na Dzień Mamy, ehh jej uśmiech bezcenny!
A druga zła wiadomość, został mi jeszcze jeden "góral" :D
Więc jeszcze trochę Was pozanudzam tymi rowerowymi akcentami, ale to za jakiś czas ;)

pozdrawiam,
słoneczka życzę!!
paniKa :)

środa, 15 maja 2013

Kroczący pomysł - Dream Team inspiruje majowo



Ogrodowych inspiracji ciąg dalszy :)
Jak już zauważyliście uwielbiam robić coś z niczego, wykorzystywać przedmioty, które wydawać by się mogło do niczego się już nie nadają - nic bardziej mylnego!

Dzisiaj KALOSZE! 
A właściwie kaloszki, ale nie byle jakie, bo moje - Karolciowe ;)

Znalezione przez przypadek, po przeszło 20 latach. Co tu dużo gadać wstrętneeee, zgniłozielone, ale nie do zdarcia na stomilowskich gumach ;) Wiele to ja w nich kilometrów nie przebyłam, ale co się dziwić, jak nosić takie szkaradztwo :D


Takie oto kaloszki widziałam kilka lat temu na jednym ze skandynawskich blogów, co prawda tamte były cudne, kolorowe i same w sobie, przyczepione gdzieś na płocie stanowiły rewelacyjny dodatek do ogrodu.
Moje nie tak piękne, ale jako baza do decoupage - idealne.

A więc po kolei. Zaczęłam oczywiście od zagruntowania tego niezbyt ciekawego, oryginalnego koloru,użyłam białej farby akrylowej. I tu pojawił się maleńki problem, zapewne zaszła jakaś reakcja między farbą a gumą. Całość kleiła się nawet po tygodniu od pomalowania, być może to mój błąd powinnam użyć podkładu. 
Zwątpiłam co może dziać się przy dalszym ozdabianiu, jednak obyło się bez żadnych rewelacji. Dodatkowo musiał zaszpachlować buziaczki, czyli aplikacje znajdujące się na bokach butów.

Pierwszy pomysł na buta to zrudziały kalosz, czyli terakotowa imitacja, przy użyciu pasty strukturalnej Stamperii ~klik~
Do butów na początku dopasowałam osłonki, które umieściłam w butach i takie właśnie "wypełnione doniczkami" dopiero ozdabiałam. Kalosz był sztywniejszy, łatwiej przyklejało się motyw, no może troszkę ciążył w ręku ;)
Motyw wybrałam w ciepłych odcieniach, chciałam do dopasować do kolorystyki pasty. Idealny okazał się motyw z ceglastymi kwiatami i ukrytym pomiędzy nimi ptakiem ~klik~

 Pastę aplikowałam oczywiście przy pomocy palców, co prawda ręka nieco zrudziała, ale pasta idealnie zmywa się przy użyciu wody z mydłem. Jeśli chodzi o aplikacje, to wcierałam ją w czubek buta, nakładając niewielką ilość na palec. Pasta dobrze się rozprowadza, wysycha dość szybko i ma niewyczuwalny zapach.
Jak dla mnie pasta jest wielkim odkryciem, najlepiej widać to na zdjęciu z doniczką. Doniczka z terakoty i but ozdobiony pastą imitującą terakotę - różnicy nie widać, naprawdę jestem pod wrażeniem.


Tam gdzie pasty nałożyłam nieco więcej, pod wpływem zaginania się buta powstały spękania, efekt  uzyskany dość przypadkowo, ale wart zapamiętania ;)
Nosek buta, który w całości pokryty jest pastą dodatkowo przetarłam niebieskim odcieniem zbliżonym do tego na motywie, całość pokropkowałam rdzawym, żółtym odcieniem. W bucie pojawiła się oczywiście roślinka, moja ulubiona poziomka, a jakże by inczej ;)

Drugi kalosz w nieco romantycznej odsłonie, ozdobiony pastą imitującą cement ~klik~
oraz pastą Soffice Stamperii ~klik~


Przy  "romantycznym bucie" postawiłam na wykorzystanie wypustek jakie posiadały buty i podkreślenia ich właśnie pastami, efekt cementu nałożyłam na pasek przechodzący dookoła kalosza. Pasta imitująca cement rzeczywiście przypomina go w 100%, gdyby rozrobić zaprawę murarską i postawić obok pastę, nie byłoby różnicy ;) Pastę aplikowałam również palcami, jeśli chodzi o wysychanie i zapach to tak samą jak przy opisywanej powyżej - szybkoschnąca i bezzapachowa. Jedyna różnica, to pasta imitujaca cement ma ziarnistą strukturę, daję nam efekt chropowatości, pasta terakotowa jest gładka.
Pastę nieco wybieliłam farbą akrylową, cement nieco gryzł się z moim kwiatowym motywem;)





Wystającą cześć doniczki (która przy rdzawym bucie wkomponowała się idealnie w całość), musiałam tutaj zatuszować. Użyłam do tego pasty Soffice. Pasta ma konsystencje śmietany, kolor właściwie również ;) Jest zdecydowanie rzadsza od past opisanych powyżej i dłużej od nich schnie. Dodatkowo ma połysk, myślę, że idealnie sprawdzi się do tworzenia reliefów. Na potrzeby ozdabiania kaloszka, lśniącą biel pasty postarzyłam szarą farbą akrylową.



Całość pokropkowałam szarą farbą, a następnie pokryłam kilkoma warstwami lakieru akrylowego ~~ klik~
Na koniec zasadziłam oczywiście poziomkę a co! ;)

Kolejny z pomysłów DIY na coś oryginalnego.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, tylko bez szaleństw,
poczekajcie aż dzieci buciki już schodzą, nie zabierajcie im nowych! ;) 
A może by tak zabrać się da długie kalosze, tu dopiero jest na czym poszaleć :)

Już wkrótce kolejna majowa inspiracja,
tym razem w wykonaniu Impresji.

niedziela, 12 maja 2013

Rowerowy kwietnik, poziomkowy gąszcz

Pogoda jak to w weekend nie rozpieszczała
nie sprzyjała też fotografowaniu,
ale udało się znaleźć chwile z "pomyślnym światłem",
i mogę zaprezentować Wam efekt końcowy zapowiadanego na FB
kwietnikowego DIY :) 

Pierwszy z nich to bratkowóz - czyli najlepsza fura we wsi :D
Rowerowy kwietnik miał już premierę rok temu, spodobał się i miał pozytywne recenzje ;)
Po sezonie wymagał małej reanimacji i odświeżenia koloru.
Dzisiaj mam możliwość poddania go waszej ocenie
i mam nadzieję zainspirowania Was do działania :)


Przyznajcie się  kochani ile takich rowerów wyrzuciliście? Spokojnie, ja też mam kilka na sumieniu, bo kiedyś przez myśl mi nie przeszło,że można je wykorzystać w tak rewelacyjny sposób.
Ten jest na swój sposób wyjątkowy, bo jest to pamiątka po moim wujku. Może wyda wam się to zabawne, ale nie wyobrażałam sobie, żeby wylądował na złomie, nie sposób się go pozbyć. Zapewne wujek na tego landrynkowego rumaka by nie wsiadł, ale rower dostał drugie i mam nadzieje, że będzie jeszcze długo służył ;)



U mnie kolorystyka iście letnia, ale miało być pozytywnie, a sam  rower bez kwiatów jest ozdobą sam w sobie. Róż plus mięta, dla mnie połączenie idealne. Rower delikatnie oczyściłam i pomalowałam. Co prawda nie rozkręcałam go, wtedy na pewno byłoby łatwiej dotrzeć do wszystkich zakamarków, ale i tak malowało się go dobrze. Koszyk znajdujący się z przodu jest oryginalny, został odświeżony miętowym odcieniem, z tyłu bielona skrzynka po owocach (z odzysku).


Nie sposób było nie przemycić odrobiny decoupage'u, tak więc siodełko i dzwonek dostał serwetkowe odzienie w postaci  motywu różowej, drobnej krateczki ;) Nic to, że serwetka troszkę się na siodełku pomarszczyła, najważniejsze, że nikt nie widział mnie w akcji, prasować rower?? tego jeszcze nie było! :D Ale metoda klejenia na żelazko i tu się sprawdziła.


Jeśli chodzi o mocowanie roweru, to najlepszym rozwiązaniem są metalowe pręty, które wbijamy w ziemię i zaczepiamy o rower. Rower mocujemy już pod obciążeniem jakie dają doniczki, wtedy mamy pewność, że ten się nie przewróci :) W inspiracjach widzianych choćby na Pintrest, rowery mają koła razem z oponami, ja zostawiłam same obręcze, dętki były już zużyte i co tu dużo mówić, nie na rękę byłoby ciągłe dopompowywanie powietrza, zatem ta opcja jest lepsza ;)


Na rowerze królują moje ukochane bratki, tegoroczne są drobniejsze od zeszłorocznych, do tego cudnie pachną. Kiedy te przekwitną ich miejsce zajmą inne kwiaty i tak aż do pierwszych przymrozków. 
Jeżeli możecie sobie pozwolić na taki kwietnik, macie miejsce i wolną przesteń do zagospodarowania, jesteście posiadaczami takich rowerowych okazów, zachęcam do działania. Wystarczy farba, wolne popołudnie i do roboty! Zachwyty sąsiadów - bezcenne :D

 ***
Drugi kwietnik to drabina - czyli poziomki pnące się po szczeblach eko kariery ;)
Drabina dopiero w tym roku dostała kolor (odstraszała czernią)czyli róż o kilka tonów ciemniejszy niż ten na rowerze, Jak widać u mnie w tym sezonie rządzi róż i już!  :)



Z pokazaniem ten drabinowej inspiracji chciałam się wstrzymać do momentu, aż poziomki bardziej się rozrosną i powstanie prawdziwy gąszcz.  Wtedy tworzy się naprawdę piękna zielona kaskada, a jak poziomki mają już owoce....bajeczny obrazek ;)

Przy drabinie jest zdecydowanie mniej pracy, ale pomysł na kwietnik myślę, że równie oryginalny jak ten wyżej :) Na trzech szczeblach królują poziomki, na najniższym stopniu przycupnęły słonie. Nie chciałam stawiać tam skrzynki z roślinkami, bo ten pułap dostępny jest dla zwierzaków, a wiadomo, że one potrafią wyrządzić wiele szkody ;)
Deski przeciągnęłam zieloną farbą, ale z tego co widzę w następnym sezonie będą  musiały być już wymienione na nowe, te troszkę spróchniały ;)


O co chodzi z tymi poziomkami? ;) Zaczęło się od jednej niewinnej sadzonki wykopanej....czubkiem buta podczas jednego ze spacerów ;) W tym roku są na drabinie, w ogródku, w brzozowej skrzynce, na skalniaku...długo by wymieniać. Uwielbiam ich smak i zapach, do tego nie są wymagające w uprawie, mam wrażenie, że rosną wszędzie, u mnie rozpełzają się jak oszalałe, mniam! :D  
Na pewno jeszcze o nich wspomnę.


Kolejna inspiracja z cyklu tanio a efektownie.
 A jakie pole do popisu i wykazania się kreatywnością :)
Ciekawa jestem czy już tworzyliście takie kwietniki, 
a może posiadacie inne okazy na swoich balkonach i w ogródkach? :) 
U mnie zostały jeszcze dwa  "górale", ojj te ramy aż się proszą o skrzynki z kwiatami,
o innych drabinach już nawet nie wspomnę ;)
Ale póki co inne decu rzeczy czekają na wykończenie,
choćby majowa Dream Teamowa inspiracja,
o tym już wkrótce :)

pozdrawiam, paniKa :)